1. Skip to Menu
  2. Skip to Content
  3. Skip to Footer>

Użycie Tauchrettera

Moderatorzy: Jatzoo, Brodołak

Posty: 15 • Strona 1 z 1

Użycie Tauchrettera

Postprzez krankehagen » 25.02.14, 10:00

Myśląc długo o nowym temacie pomyślalem że mało jest na tym forum informacji na temat użycia Aparatów ratunkowych w warunkach bojowych i nietylko bojowych(kolizje na Bałtyku).Ich użycie miało pewne granice tzn głębokość zatopionego uboota czasami uniemożliwiała ewakuacje ale moim zdaniem każdy czlowiek będzie próbował ratować się ze stalowej trumny jesli nadarzy się najmniejsza szansa na ratowanie życia.Najbardziej przerażające przypadki są uratowania sie pojedyńczego człowieka jak na U-533,U-767 natomiast z U-1195 w tym wypadku uratowało się 18 ludzi ewakuując z zatopionej jednostki.Aha zapomniałbym o U-512 z którego uratował sie tylko jeden człowiek i to Polak siłą wcielony do Kriegsmarine ślązak Franciszek Machoń.Co wiecie na temat podobnych przypadków z zastosowaniem tauchrettera gdy uratował sie pojedyńczy członek załogi a może i dowódca uboota?jest coś o tym na ubootnet?
krankehagen
Oberfähnrich zur See
 
Tonaż: 56.000 BRT

Dołączył(a): 08.04.13, 22:01

Re: Użycie Tauchrettera.

Postprzez SnakeDoc » 25.02.14, 16:05

Bardzo ciekawy temat.

Trochę informacji można znaleźć tutaj:
http://www.uboataces.com/articles-under ... cape.shtml

W skrócie:
U-1199 (typ VIIC), 21 stycznia 1945 roku obrzucony bombami głębinowymi przez HMS Mignonette oraz HMS Icarus zaczął tonąć. Na 73 metrach jednemu z podoficerów (OStrm. Friedrich Claussen) udało się otworzyć właz kiosku i wydostać na powierzchnię. Do dzisiaj uznaje się ten wyczyn za ucieczkę z największej głębokości. Claussen był jedynym ocałałym z U-1199.

U-512 (typ IXC), 3 października 1942 roku obrzucony bombami głębinowymi z amerykańskiego bombowca B-18 zatonął u wybrzeży Gujany na głębokości 43 metrów. Wdzierająca się do kadłuba woda zalała baterie akumulatorów, powodując wydzielanie chloru. Na powierzchnię udało się wypłynąć trzem członkom załogi, na tratwie ratunkowej ocalał tylko jeden - Franciszek Machoń z Katowic.

U-533 (typ IXC/40), 16 października 1943 roku obrzucony bombami głębinowymi z brytyjskiego bombowca Bisley (Blenheim) zatonął w Zatoce Omańskiej. Trzem członkom załogi udało się wydostać na zewnątrz, z tego jeden stracił przytomność w trakcie wypływania na powierzchnię i zmarł niedługo później, drugi zmarł po godzinie przebywania na powierzchni, natomiast trzeci (MechGfr.(T) Günther Schmidt) przeżył, przez 30 godzin dryfując w wodzie zanim dostał się do brzegu. Żaden z nich nie korzystał z aparatów ratunkowych.

U-526 (typ IXC/40),14 kwietnia 1943 roku zatonął na minie w Zatoce Biskajskiej. Okręt szedł na powierzchni - 12 ludzi przebywających na górnym pokładzie przeżyło (aczkolwiek 9 było ciężko rannych). Ponieważ okręt osiadł na niewielkiej głębokości wysłano nurków, którzy mieli pomóc wydostać się uwięzionym. Jednak z powodu eksplozji włazy tak się zdeformowały, że nie można ich było otworzyć - wszyscy wewnątrz zginęli.

U-413 (typ VIIC), 20 sierpnia 1944 roku zatopiony bombami głębinowymi przez HMS Wensleydale, HMS Forester oraz HMS Vidette w Kanale La Manche. Ocalał główny mechanik Karl-Hubert Hutterer, który miał iść zbadać uszkodzenia, gdy nagle uniesiony został w wielkim pęcherzu powietrza na powierzchnię.


Ponadto U-64 (typ IXB), 30 kwietnia 1940 roku obrzucony bombami przez Swordfisha zatonął niedaleko Narviku. 38 członkom załogi udało się wydostać na powierzchnię (9 zginęło).

Ponadto z podanych przez Ciebie:
U-1195 (typ VIIC) 7 kwietnia 1945 roku zatopiony przez HMS Watchman w Kanale La Manche. Okręt spoczął na głębokości 30 metrów. 9 członków załogi wydostało się przez właz kiosku, pozostałych 9 przez rufowy właz torpedowy.

U-767 (typ VIIC) 18 czerwca 1944 roku zatopiony przez MS Fame, HMS Inconstant i HMS Havelock w Kanale La Manche. Uratował się jeden człowiek wypływając z głębokości 75 metrów (Walter Schmietenknop).

Poniżej znajduje się opis tego wydarzenia.
http://ahoy.tk-jk.net/Saved/SavedCover.html
I had just come on duty at 4 P.M. and was sitting down to fill out some forms about the performance of the engines. Suddenly the alarm sounded. The British had probably figured out that we had the new torpedos which found their targets by sound, so they didn’t come close to us. They set up an ambush. The ships were set in a horseshoe formation and we were coming into the open end of the horseshoe.

We knew they were there, but we had to see what was going on, so we came up very slowly to periscope depth to look around. When the commander looked around, he saw that we were already into the trap. Before we could take any evasive action, there was a tremendous blast. We were right under the surface. Everything shook and rattled. A second earlier I had been standing on the deck plate and now I was suddenly standing in the middle of the bilge and the deck plates were gone.

A big generator which was hanging from the ceiling, came loose and fell into the electric motor, which produced a huge flame. In other parts of the compartment, water pipes burst and air was hissing out all over the place. All of this happened in a split second.

There was no time to think, everything happened too quickly. The submarine turned on its side and we sank to the bottom. The depth of the channel varies in that area. It can be up to one hundred meters deep. We went down to seventy or seventy-five meters and lay on our side. I could see the depth on the instrument.

When the blast hit, I was not wearing my lifejacket with its attached oxygen tank. It had fallen into the bilge, but one of the crew handed it to me and I put it on.

We tried to contact the other section of the sub, but couldn’t make contact. The watertight hatches on each side of the command center shut as soon as we were hit. The compartment with the electric motors and the diesel room were together, but we were cut off from the rest of the submarine. There were eighteen men in this compartment. We tried to communicate with the others through the speaking tube, but got no answer. Then we hammered on the door using morse code, but there was no response. Since we didn’t get any response, we had no idea what the conditions were in the other compartments.

When we had tried everything to contact the others, one of the older men, a sergeant, took command and we sang our national anthem (“Deutschland, Deutschland ueber alles”). There was no panic, but everyone was caught up in his own thoughts. No one screamed or moaned, except for one sergeant, who moaned and lamented that he had to die. This man had always made a mockery of anything to do with God or Chrisianity.

Two men, who were between me and the torpedo hatch, which was the only means of escape, had turned the wheel to open the hatch and the wheel had actually turned. At this depth it should not have been possible to turn it because of the outside pressure. Normally these hatches were very difficult to open because they were routinely tightened under pressure as the sub submerged. But even though, the wheel turned the hatch did not open because the pressure was greater outside than inside. As the water level rose in our compartment, one man after another ran out of air and became unconscious. Some men said some final words as they ran out of air.

All of these voices and what they said came back to me later. At that time I didn’t really pay attention to what was said. I was sitting at the highest point in the compartment where I still had some air to breath. I looked at the hatch and noticed that a ring of water formed around the edge of the hatch. That meant that the pressure inside our sub was now equal to the pressue outside and the hatch could be opened!

The two men between me and the torpedo hatch had already closed their eyes; the lack of oxygen had made them unconscious. I grabbed my breathing apparatus, made my way to the hatch, turned the handle and opened it. The hatch opened for me to escape. I got stuck in the hatch with my hands at my sides and injured the ligaments in both hands, but at the time didn’t notice it.

Then as I came out of the hatch, I saw my life flashing before my eyes. This was a frightening experience. I didn’t just see my life like in a film, I actually lived it as it was. Every action, every word, every person I had ever met, was in this experience. Then, when I came to the present moment of escaping the torpedo hatch, it started again. And there was no hiding. Everything was there. Afterwards I could remember people and conversations which had not been in my conscious memory before. The Bible tells us that we will have to give account on the day of judgement for every careless word we have spoken and every deed we have done. (Matthew 12:36-37 and Revelation 20:12). All our words and deeds are written down, but they are also within us as experienced by me.

Then, looking up, I saw a big grey spot on top. I said to myself: “that’s where you have to go, there’s life up there”. So I put my hands together over my head to help my progress. When I looked again the grey spot had turned brighter. I knew I had to get there, but it took so long that I almost gave up.

I had just about given up when I popped out onto the surface of the ocean. All this time I had been breathing from my oxygen bottle which was attached to the lifejacket which I was wearing. When I got to the top, the oxygen had run out. If there had been remaining air I could have inflated my lifejacket. But there was nothing left and I had no strength left to blow it up.

So I had to start swimming without the life jacket and also remembered what I had learned in my training. When you are seventy meters below the surface, the air you breathe is going into your bloodstream. When you come up fast, it is going to form bubbles in your bloodstream and it will tear your lungs apart. I was waiting for this to happen. Therefore, when I had to cough, I expected my lungs to come out. But I saw no blood and I had no bad effects at all. I knew that my life had been spared by a miracle.

As I was swimming and came to the top of a wave, I looked around to see a destroyer leaving the area.”Well”. I thought, “I have just escaped from a sunken submarine, only to die out here in the English Channel.” I might even have said it aloud.


Czyli
Właśnie rozpocząłem wachtę o godzinie 16.00 i zacząłem wypełniać forumularze dotyczące funkcjonowania silników elektrycznych. Nagle ogłoszono alarm. Brytyjczycy prawdopodobnie już zorientowali się, że posiadamy torpedy naprowadzane akustycznie i nie podchodzili zbyt blisko. Zastawili pułapkę. Okręty ustawiły się w formację przypominającą podkowę, a my byliśmy w jej otwartym końcu.

Wiedzieliśmy, że tam są, ale musieliśmy zobaczyć co się dzieje, więc powoli wyszliśmy na głębokość peryskopową aby się rozejrzeć. Gdy dowódca rzucił okiem, okazało się że już jesteśmy w pułapce. Zanim rozpoczęliśmy jakikolwiek unik, rozległa się ogromna eksplozja. Byliśmy tuż pod powierzchnią. Wszystko się trzęsło i wibrowało. Sekundę wcześniej stałem na płytach pokładu, a chwilę potem byłem już w zęzie, natomiast płyty pokładu zniknęły.

Rotacyjna przetwornica wisząca pod sufitem obluzowała się i spadła na silnik elektryczny, który wybuchł płomieniem. W innych częściach przedziału popękały rurociągi z wodą i wszędzie gwizdało sprężone powietrze. To wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy.

Nie było czasu myśleć, wszystko działo się zbyt szybko. Okręt podwodny przechylił się na burtę i zaczął opadać na dno. Głębokość Kanału w tym rejonie jest różna. Może wynosić nawet 100 metrów. My opadliśmy na 70 lub 75 metrów i leżeliśmy na burcie. Głębokość mogłem odczytać z rufowego głębokościomierza.

W momencie uderzenia, nie miałem na sobie aparatu ratunkowego. Musiał mi wpaść do zęzy, ale jeden z kolegów go mi podał i go założyłem.

Próbowaliśmy skontaktować się z innymi przedziałami okrętu, ale bez rezultatu. Wodoszczelne włazy do centrali zostały zamknięte jak tylko zostaliśmy trafieni. Przedział silników elektrycznych oraz spalinowych były połączone ze sobą, ale byliśmy odcięci od reszty okrętu. Znajdowało się nas tutaj 18-tu. Próbowaliśmy nawiązać łączność przez rurę głosową, lecz bez rezultatu. Waliliśmy młotkiem w pokrywę włazu sygnalizując w alfabecie Morse'a, ale nie było odpowiedzi. Ponieważ nie otrzymywaliśmy odpowiedzi, nie mieliśmy pojęcia, w jakim stanie znajdują się pozostałe części okrętu.

Gdy już wypróbowaliśmy wszystkie środki aby skontaktować się z innymi, jeden ze starszych rangą przejął dowodzenie i odśpiewaliśmy nasz hymn narodowy (“Deutschland, Deutschland ueber alles”). Nie było paniki, wszyscy zatopili się we własnych myślach. Nikt nie krzyczał ani nie zawodził, za wyjątkiem jednego podoficera, który płakał i lamentował że musi umrzeć.

Dwóch ludzi, którzy znajdowali się pomiędzy mną a lukiem torpedowym - który był naszą jedyną drogą ucieczki - zaczęło obracać pokrętłem aby otworzyć właz. I pokrętło dało się obracać - na tej głębokości nie powinno być to możliwe z powodu ciśnienia zewnętrznego. Jednak pomimo tego, że pokrętło zostało odkręcone, właz się nie otwierał z powodu różnicy ciśnień. Tymczasem w przedziale wzrastał poziom wody, a ludzie - jeden po drugim - tracili przytomność z powodu braku tlenu. Niektórzy mówili swoje ostatnie słowa i umierali.

Wszystkie te głosy i słowa dotarły do mnie dopiero później. W tamtym czasie naprawdę nie zwracałem uwagi na to co kto powiedział. Siedziałem w najwyższym punkcie przedziału gdzie wciąż miałem trochę powietrza. Spojrzałem na właz i zobaczyłem, że zaczął przeciekać. Oznaczało to, że ciśnienie wewnątrz okrętu zrównało się z ciśnieniem zewnętrznym i właz mógł zostać otwarty.

Dwoje ludzi pomiędzy mną a włazem właśnie zamknęło oczy - brak tlenu pozbawił ich przytomności. Złapałem mój aparat ratunkowy, pokonałem drogę do włazu, złapałem za uchwyt i otworzyłem go. Mogłem wydostać się na zewnątrz. W przedostając się przez właz na chwilę w nim utknąłem, szarpiąc się uszkodziłem wiązadła, ale wtedy tego nie zauważyłem.

Gdy przedostałem się przez właz, zobaczyłem jak życie przeleciało mi przed oczami. To było straszne doświadczenie. Nie tylko widziałem moje życie jak film, ja to jeszcze raz przeżywałem. Każdą czynność, każde słowo, każdą osobę którą kiedykolwiek spotkałem widziałem w tej wizji. Gdy doszedłem do momentu teraźniejszego, czyli jak tkwiłem w tym włazie, wszystko rozpoczęło się od nowa. Pamiętałem ludzi i rozmowy, których wcześniej nie byłem świadom.

Później, patrząc w górę, zobaczyłem wielką szarą plamę. Powiedziałem sobie: "tam musisz się udać, tam jest życie". Złożyłem ręce razem nad głową aby ułatwić moje wznoszenie. Gdy spojrzałem znowu, szara plama zrobiła się jaskrawsza. Wiedziałem, że muszę się tam dostać, ale trwało to tak długo, że nieomal się poddałem.

Już się nieomal poddałem, gdy nagle wyskoczyłem na powierzchnię wody. Do tego momentu oddychałem tlenem z mojej butli, która była przymocowana do kamizelki ratunkowej, którą miałem na sobie. Gdy znalazłem się na powierzchni, tlen się skończył. Gdybym miał więcej tlenu w butli, mógłbym nim nadmuchać kamizelkę ratunkową. Ale nic nie zostało, a ja niem miałem siły aby ją nadmuchać.

Zacząłem więc płynąć bez kamizelki przypominając sobie to co się nauczyłem w czasie szkolenia. Gdy jesteś 70 metrów pod powierzchnią, powietrze którym oddychasz przedostaje się do krwi. Gdy wynurzasz się zbyt szybko, w krwi tworzą się pęcherzyki które rozrywają ci płuca. Czekałem, aż to się stanie. Dlatego, gdy tylko zacząłem kaszleć, spodziewałem się, że wypluję płuca. Ale nie widziałem żadnej krwi ani żadnych skutków ubocznych. Moje życie cudem zostało uratowane.

Gdy tak płynąłem i znalazłem się na szczycie fali, rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem odpływający niszczyciel. Pomyślałem - świetnie - udało mi się wydostać z zatopionego okrętu tylko po to, aby utonąć w Kanale". Być może powiedziałem to nawet na głos.
SnakeDoc
Fregattenkapitän
Fregattenkapitän
Moderator Team
 
Tonaż: 545.000 BRT

Dołączył(a): 07.08.07, 20:55

Re: Użycie Tauchrettera.

Postprzez ObltzS » 25.02.14, 18:01

Witam !

Dużo informacji o samym aparacie ucieczkowym Tauchretter oraz zdjęć oryginalnego urządzenia z okresu II w. ś. można znaleźć na poniższej stronie :
http://joe-tauchretter.tripod.com/index.html
ObltzS
Admiral
Admiral
Moderator Team
 
Tonaż: 1.725.000 BRT

Dołączył(a): 05.07.05, 19:31
Lokalizacja: Polska południowa

Re: Użycie Tauchrettera.

Postprzez ObltzS » 25.02.14, 19:50

Witam !

Jeszcze kilka podpowiedzi :

http://www.therebreathersite.nl/Zuurstofrebreathers/German/photos_draeger_u-boot_tauchretter_dm2_1914.htm
http://www.wehrmacht-awards.com/Forums/showthread.php?t=404334

Tutaj relacja i opis uratowania się dzięki temu urządzeniu nielicznych członków załogi U 859 (typ IXD-2, zatopiony 23.09.'44 r. niedaleko Penangu w cieśninie Malacca przez brytyjski okręt podwodny HMS Trenchant) podany przez IWO Horsta Klatta :
http://www.kbismarck.com/u-boot/usarg.htm

Ciekawe opracowanie naukowe obejmujące także rys historyczny rozwoju tego rodzaju urządzeń oraz medyczne aspekty jego stosowania tutaj :
http://www.students.informatik.uni-luebeck.de/zhb/ediss973.pdf

Krótki opis rozwoju aparatów ratunkowych i aparatów do nurkowania opracowanych przez niemieckiego naukowca Hermanna Stelzner'a. Wspierał go w tych pracach m.in. słynny podwodniak z I w. ś. Max Valentiner :
http://www.divingheritage.com/stelznerkern.htm


P.S. Ponieważ część opracowań dotyczących rozwoju tego rodzaju aparatów wspomina także o tym, że prawie równolegle projektowano je tak dla potrzeb marynarki jak i górnictwa, z okresu mojej pracy na kopalni (metanowa) pamiętam, że dwukrotnie musiałem używać aparatu ucieczkowego typ AU-9L (z ustnikiem i klamrą na nos) wycofując się z resztą kompanów z zagrożonego rejonu, gdzie stwierdzono niekontrolowany wypływ metanu – bieg z tego rodzaju aparatem w kierunku podszybia to nic przyjemnego ...
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
ObltzS
Admiral
Admiral
Moderator Team
 
Tonaż: 1.725.000 BRT

Dołączył(a): 05.07.05, 19:31
Lokalizacja: Polska południowa

Re: Użycie Tauchrettera.

Postprzez ted » 25.02.14, 20:49

Ciekawych przykładów jest dużo więcej - wystarczy poszperać w obu tomach Blaira. Ja już na poczekaniu przypomniałem sobie dwa przypadki, związane z zatopieniami U 701 oraz U 1018. Pierwszy zatonął 7 lipca 1942 r. po "nokautującym" ciosie bomby, jaką z innymi zrzucił na U-boota Hudson z 396. Dywizjonu USAAF na północny-wschód od przylądka Hatteras (wybrzeże USA). Na tonącym U-boocie dowódca - Horst Degen i 17 ludzi wydostali się przez luk kiosku, 18 następnych przez luk dziobowego przedziału torpedowego. Samoloty próbowały ratować Niemców w trudnych warunkach (silny prąd porywał rozbitków), ostatecznie ocalało siedmiu Niemców, w tym dowódca.

Dramatyczniej wyglądały końcowe chwile U 1018, który po zatopieniu statku koło przylądka Lizard, został w dniu 27 lutego 1945 r. trafiony pociskiem ze Squida, podczas ataku fregaty "Loch Fada". Z około 50 m wypłynęło 5 Niemców (cudem uciekli z zalewanego w oka mgnieniu wnętrza), uratowano jednak tylko dwóch z nich, w tym oficera.
ted
Oberleutnant zur See
 
Tonaż: 287.000 BRT

Dołączył(a): 06.10.13, 20:35

Re: Użycie Tauchrettera.

Postprzez ted » 26.02.14, 10:10

Odnośnie zacytowanego powyżej przykładu z rozbitkami z U 533, zastanawiałem się z jakiej maksymalnej głębokości ktoś z U-boota wypływał i uratował się, nie korzystając przy tym z aparatu ratunkowego. To ostatnie do jakiegoś momentu jest możliwe, pod warunkiem, że wynurzający się z głębi pamięta od początku o wypuszczeniu powietrza z płuc (inaczej by je "rozsadziło") i do tego o nic "po drodze" nie zaczepi ubraniem. Wynurzający się zbyt szybko nurkowie ulegają czasami chorobie kesonowej i zastanawiałem się, na ile to mogło spotkać ratujących się Niemców. To, że część z nich po wypłynięciu szybko umierała, może oznaczać, że w dramatycznej sytuacji (podczas wynurzenia) nie o wszystkim pamiętali lub wiedzieli. Możliwe, że wiedza, jaka zyskali podczas szkolenia, także w różnych przypadkach nie chroniła przed skutkami wynurzenia z dużych głębokości, a odporność organizmu na czynniki ciśnieniowe jest u ludzi bardzo różna.
ted
Oberleutnant zur See
 
Tonaż: 287.000 BRT

Dołączył(a): 06.10.13, 20:35

Re: Użycie Tauchrettera.

Postprzez krankehagen » 26.02.14, 11:56

Czy aparatów tlenowych przewidziano dla całej załogi? Na płytkich wodach gdy u-boot zostal uszkodzony i opadł na płytkie dno nie mogąc się wynurzyć taki system ratunkowy sprawdzał się.Czy byl przypadek uratowania się całej załogi albo jej części?Kiedys czytałem o zatopionym w Zatoce Gdanskiej U-367 pewne zródło podawało iz uboot miał problemy z wynurzeniem co okazalo sie nieprawdą po dalszych badaniach wraku jego los przypieczętowała sowiecka mina.Sugerowano iż załoga uwieziona została we wraku tymczasem ta strona http://forum-nuras.com/viewtopic.php?t=34676 dosyć szczegółowo odpowiada na pytania.Czy jeden przedział niezalany całkowicie wodą dawał szanse na szybką reakcje służby ratowniczej?
krankehagen
Oberfähnrich zur See
 
Tonaż: 56.000 BRT

Dołączył(a): 08.04.13, 22:01

Re: Użycie Tauchrettera.

Postprzez SnakeDoc » 26.02.14, 13:33

ted napisał(a):Odnośnie zacytowanego powyżej przykładu z rozbitkami z U 533, zastanawiałem się z jakiej maksymalnej głębokości ktoś z U-boota wypływał i uratował się, nie korzystając przy tym z aparatu ratunkowego. To ostatnie do jakiegoś momentu jest możliwe, pod warunkiem, że wynurzający się z głębi pamięta od początku o wypuszczeniu powietrza z płuc (inaczej by je "rozsadziło") i do tego o nic "po drodze" nie zaczepi ubraniem.


No cóż, tutaj jest pole do domysłów, jako podstawę można przyjąć dokonania nurków praktykujących freediving czyli nurkowanie na wstrzymanym oddechu. Wszystko zależy od ciśnienia początkowego oraz tego jak długo się pod nim przebywało.

ted napisał(a):Wynurzający się zbyt szybko nurkowie ulegają czasami chorobie kesonowej i zastanawiałem się, na ile to mogło spotkać ratujących się Niemców. To, że część z nich po wypłynięciu szybko umierała, może oznaczać, że w dramatycznej sytuacji (podczas wynurzenia) nie o wszystkim pamiętali lub wiedzieli. Możliwe, że wiedza, jaka zyskali podczas szkolenia, także w różnych przypadkach nie chroniła przed skutkami wynurzenia z dużych głębokości, a odporność organizmu na czynniki ciśnieniowe jest u ludzi bardzo różna.


Choroba kesonowa związana jest z dłuższym pobytem w atmosferze pod zwiększonym ciśnieniem, kiedy to azot przechodzi do tkanek (a także zwiększa się toksyczność tlenu). Sytuacja taka (zwiększenie ciśnienia) na zatopionym U-Boocie występuje niemal zawsze, gdy zachodzi potrzeba opuszczenia go przez załogę. Mianowicie w celu otwarcia włazów, należało wyrównać ciśnienie wewnątrz okrętu (które zwykle jest równe lub niewiele wyższe od atmosferycznego) do ciśnienia panującego na danej głębokości (nawet kilkakrotnie wyższe od ciśnienia atmosferycznego). Wyrównywanie ciśnienia odbywało się przez zalanie danego przedziału - zalewająca przedział woda "kompresowała" pozostające w nim powietrze. Oddychający tym powietrzem członkowie załogi zaczynali mieć tkanki nasycone azotem. Stopień tego nasycenia zależał od długości ekspozycji na to wyższe ciśnienie - im krótszy - tym lepiej. Dlatego w trakcie szkolenia kładziono nacisk na jak najszybsze przeprowadzenie tej procedury. W instrukcji, której tłumaczenie znajduje się tutaj:
http://www.uboatarchive.net/Manual.htm
opisane są czynności, jakie należy wykonać, aby jak najszybciej zalać dany przedział (to znaczy jakie zawory otworzyć, aby jak najefektywniej zalać przedział). Znajdują się tam też tabelki przedstawiające minimalny czas (przy otwarciu wszystkich dostępnych zaworów) w zależności od głębokości. Z ciekawostek - na głębokości większej niż 50 metrów, czas zalania dziobowych przedziałów jest większy niż dopuszczalny czas przebywania na tej głębokości pozwalający na uniknięcie choroby kesonowej (oczywiście przy założeniu braku infrastruktury ratowniczej w postaci komór dekompresyjnych).
Po otwarciu włazów i opuszczeniu okrętu należało powoli i spokojnie rozpocząć wypływanie na powierzchnię - po pierwsze, aby zminimalizować wpływ choroby kesonowej, czyli dać czas na przechodzenie azotu z tkanek do krwi i z krwi do płuc. Po drugie - z powodu o którym wspomniał ted - aby uniknąć uszkodzenia płuc przez rozszerzające się powietrze (tutaj dużo zależało od zimnej krwi, opanowania oraz wyszkolenia).
Na powierzchni, rozbitkowie zwykle nie mieli do dyspozycji komór dekompresyjnych - jeżeli pojawiła się u nich choroba dekompresyjna, to zwykle uszkodzenia organizmu były trwałe i zaważały na dalszym przeżyciu rozbitka.

krankehagen napisał(a):Czy aparatów tlenowych przewidziano dla całej załogi? Na płytkich wodach gdy u-boot zostal uszkodzony i opadł na płytkie dno nie mogąc się wynurzyć taki system ratunkowy sprawdzał się.Czy byl przypadek uratowania się całej załogi albo jej części?Kiedys czytałem o zatopionym w Zatoce Gdanskiej U-367 pewne zródło podawało iz uboot miał problemy z wynurzeniem co okazalo sie nieprawdą po dalszych badaniach wraku jego los przypieczętowała sowiecka mina.Sugerowano iż załoga uwieziona została we wraku tymczasem ta strona http://forum-nuras.com/viewtopic.php?t=34676 dosyć szczegółowo odpowiada na pytania.Czy jeden przedział niezalany całkowicie wodą dawał szanse na szybką reakcje służby ratowniczej?


Aparaty ratunkowe (czyli Tauchrettery Drägera) były przewidziane dla każdego członka załogi.

Co do U-367 - według uboat.net cała załoga zginęła, a z przytoczonego przez Ciebie wpisu na forum wygląda na to, że okręt wszedł na minę idąc w wynurzeniu.

Czy jeden niezalany przedział dawał szansę na reakcję służby ratowniczej? Nie kojarzę, aby Niemcy używali pojazdów ratowniczych (dzwonów nurkowych itp) do ratowania załóg okrętów podwodnych (jak np. amerykańska marynarka wojenna w przypadku wypadku USS Squalus).

Ogólnie rzecz biorąc, niemieckie okręty były wyposażane w instalacje które umożliwiały:
1. podłączenie przewodów, dzięki którym można było tłoczyć do kadłuba okrętu świeże powietrze ze statku ratowniczego
2. podłączenie przewodów do instalacji szasującej, dzięki czemu można było wyszasować (nieuszkodzone) zbiorniki balastowe "z zewnątrz", powodując wynurzenie okrętu.
Obydwie powyższe instalacje wymagały oczywiście ingerencji nurków. Z mojego rozpoznania tematu wygląda na to, że instalacje te były instalowane na budowanych okrętach, jednak po zakończeniu okresu szkolenia były usuwane.
Niemniej nie przypominam sobie przypadku ich użycia.

Niemcy wydobywali niektóre zatopione okręty, jednak z racji na długotrwałość przygotowań do takiej operacji, działania takie nie umożliwiały uratowania załogi.

Wygląda na to, że załogi U-Bootów były skazane na siebie - albo udało im się samodzielnie wydostać z okrętu i wypłynąć na powierzchnię, albo ginęły wewnątrz.
SnakeDoc
Fregattenkapitän
Fregattenkapitän
Moderator Team
 
Tonaż: 545.000 BRT

Dołączył(a): 07.08.07, 20:55

Re: Użycie Tauchrettera.

Postprzez Uapa » 26.02.14, 19:23

SnakeDoc napisał(a):

Czy jeden niezalany przedział dawał szansę na reakcję służby ratowniczej? Nie kojarzę, aby Niemcy używali pojazdów ratowniczych (dzwonów nurkowych itp) do ratowania załóg okrętów podwodnych (jak np. amerykańska marynarka wojenna w przypadku wypadku USS Squalus).


Nie mogę teraz znaleźć książki, w której było to pisane ale odnoszę wrażenie, że był przypadek użycia pojazdu ratowniczego.
Uapa
Oberleutnant zur See
 
Tonaż: 289.000 BRT

Dołączył(a): 21.04.05, 19:21
Lokalizacja: Alt Stettin

Re: Użycie Tauchrettera.

Postprzez krankehagen » 06.03.14, 21:59

Głebokość niszcząca kadłub okrętu VIIC to chyba 280metrów a niewiem jak z Biberem czy miałby szanse się ktoś uratować innym sposobem niż tauchretter.Niżej niż 80 metrów niebyło chyba przypadku powrotu załogi uboota innej niż duchowa.Dotychczas szukam jakichkowiek podobnych informacji na temat użycia tauchrettera postaram się wszystko na tym temacie dodać myśle ze trop najpierw poprowadze na ubooty typu II (kajaki) wiem ze któryś miał kolizje na Bałtyku ale niepamiętam czy był zanurzony.W kolizji zatopił go jakiś niemiecki frachtowiec niepamiętam numeru taktycznego uboota.
krankehagen
Oberfähnrich zur See
 
Tonaż: 56.000 BRT

Dołączył(a): 08.04.13, 22:01

Re: Użycie Tauchrettera.

Postprzez SnakeDoc » 06.03.14, 22:41

krankehagen napisał(a):[...] ze któryś miał kolizje na Bałtyku ale niepamiętam czy był zanurzony.W kolizji zatopił go jakiś niemiecki frachtowiec niepamiętam numeru taktycznego uboota.


Chodzić tu może o kolizję U 57 z norweskim frachtowcem SS Rona, która miała miejsce 3 września 1940 roku. Okręt poszedł na dno z sześcioma członkami załogi. Według zapisów BdU KTB, do zdarzenia doszło, gdy U-Boot wchodził do śluzy Kanału Kilońskiego w Brunsbüttel. Najprawdopodobniej zatem szedł on na powierzchni. Dowódcą okrętu był wtedy Erich Topp - być może w jego książce jest jakiś opis tego zdarzenia.
SnakeDoc
Fregattenkapitän
Fregattenkapitän
Moderator Team
 
Tonaż: 545.000 BRT

Dołączył(a): 07.08.07, 20:55

Re: Użycie Tauchrettera.

Postprzez ted » 07.03.14, 08:55

Rzeczywiście Topp wspominał o tym "traumatycznym" wydarzeniu dość szeroko. Mam jego "Pochodnie nad Atlantykiem" i to właśnie tam czytałem. U 57 na pewno był na powierzchni, gdy został staranowany. Ale zderzeń np. na Bałtyku i wypadków U-bootów podczas zanurzania było dość sporo (pisałem niedawno o znalezionym wraku U 580 - w odpowiedzi na prośbę o identyfikację).

Zastanawia mnie inny wypadek "rodzimego" U 346 (przebadanego przez naszą MW) i opisanego w "Okrętach". Głębokość nie wydaje się tak duża (przeszło 50 m) i pytanie, czy marynarze nie mieli szansy skorzystać np. z komory nurków? Skoro jego silniki chodziły "na wstecz" jakiś czas, spora część załogi chyba żyła i miała czas, by próbować opuścić okręt, jak na przykładach wyżej podanych? Nie zaryzykowali, licząc na to, że przyjdzie pomoc po meldunku wysłanym do bazy?
ted
Oberleutnant zur See
 
Tonaż: 287.000 BRT

Dołączył(a): 06.10.13, 20:35

Re: Użycie Tauchrettera.

Postprzez krankehagen » 07.03.14, 18:58

A właśnie jak przebiega komunikacja pod wodą mało wiem w tej dziedzinie czy radiooperator pod woda moze składać meldunki?Zazwyczaj to co wiem to uboot który wykrywa konwój od razu wysyla meldunek o kontakcie depesze są wymieniane z dowództwem dopóki nie zostanie on zmuszony do zanurzenia.No w tym wypadku gdy okręty eskortowe roją się nad nim trudno mówić o utrzymaniu jakiejkolwiek łączności.Walką o przetrwanie zalogi uboota jest absolutna cisza i odpowiednie manewry do uniknięcia gradu bomb głębinowych.Skąd wszyscy mają wiedzieć czy załoga jeszcze żyje który ot tak idzie na dno i leży na nim mając problem z szasowaniem itp?
krankehagen
Oberfähnrich zur See
 
Tonaż: 56.000 BRT

Dołączył(a): 08.04.13, 22:01

Re: Użycie Tauchrettera.

Postprzez SnakeDoc » 07.03.14, 20:58

ted napisał(a):Zastanawia mnie inny wypadek "rodzimego" U 346 (przebadanego przez naszą MW) i opisanego w "Okrętach". Głębokość nie wydaje się tak duża (przeszło 50 m) i pytanie, czy marynarze nie mieli szansy skorzystać np. z komory nurków? Skoro jego silniki chodziły "na wstecz" jakiś czas, spora część załogi chyba żyła i miała czas, by próbować opuścić okręt, jak na przykładach wyżej podanych? Nie zaryzykowali, licząc na to, że przyjdzie pomoc po meldunku wysłanym do bazy?


Krótką dyskusję w tym temacie mieliśmy tutaj:
http://www.ubootwaffe.pl/forum/inne/nie ... 600#p29322
Nie dowiemy się, co działo się z częścią załogi która przeżyła. Jedna z możliwości jest taka, że zatruli się chlorem (a jak pisaliśmy wyżej, wyrównanie ciśnienia chwilę trwa).

krankehagen napisał(a):A właśnie jak przebiega komunikacja pod wodą mało wiem w tej dziedzinie czy radiooperator pod woda moze składać meldunki?Zazwyczaj to co wiem to uboot który wykrywa konwój od razu wysyla meldunek o kontakcie depesze są wymieniane z dowództwem dopóki nie zostanie on zmuszony do zanurzenia.No w tym wypadku gdy okręty eskortowe roją się nad nim trudno mówić o utrzymaniu jakiejkolwiek łączności.Walką o przetrwanie zalogi uboota jest absolutna cisza i odpowiednie manewry do uniknięcia gradu bomb głębinowych.Skąd wszyscy mają wiedzieć czy załoga jeszcze żyje który ot tak idzie na dno i leży na nim mając problem z szasowaniem itp?


Najbardziej podstawowo - stukając czymś w kadłub okrętu. Woda bardzo dobrze przenosi dźwięki, zatem uwięzieni marynarze stukając w kadłub na pewno będą słyszani w aparatach nasłuchowych statków ratowniczych lub okrętów wojennych. Bardziej wyrafinowane sposoby to np. boje ratunkowe wyposażone w przewód telefoniczny (ale to tylko na okrętach w czasie pokoju) lub też ultradźwiękowe telegrafy (Unterwasser Telegraphie - UT) - ale to tylko na okrętach typu VII i IX.
SnakeDoc
Fregattenkapitän
Fregattenkapitän
Moderator Team
 
Tonaż: 545.000 BRT

Dołączył(a): 07.08.07, 20:55

Re: Użycie Tauchrettera.

Postprzez ted » 07.03.14, 21:08

U-boot wysyłając meldunek nie musiał być całkiem wynurzony - ale jego antenę wysuwano ponad wodę - wysyłając wiadomości, oczywiście jeśli okręt był blisko powierzchni. W przypadku takiego pecha, jaki miał U 346 - były dwa wyjścia na komunikację z załogą. Jednym z nich była wypuszczona z okrętu boja z telefonem - co stosowano i przed wojną na OP w marynarkach różnych krajów, po drugie - przy zlokalizowaniu okrętu przez inny - można było także odbierać podsłuchem "zwyczajne" stukania uwięzionej załogi w kadłub, często w rytmie Morse'a - jeśli żyła i chciała przekazać istotne informacje o swoim położeniu. Tak było z przedwojennym przypadkiem USS "Squalus", zanim uratowano z niego 33 marynarzy z zastosowaniem dzwonu zaprojektowanego przez Momsena.

O właśnie - SnakeDoc - uprzedziłeś mnie o włos.
ted
Oberleutnant zur See
 
Tonaż: 287.000 BRT

Dołączył(a): 06.10.13, 20:35


Posty: 15 • Strona 1 z 1

Powrót do II Wojna Światowa



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość