nasze przejścia na morzu - AAR - 100% realizmu
Moderatorzy: Jatzoo, dragonfly
Nie pozbywam sie bez sensu, ale jak przewiduje powrót do bazy to atakuje z bezpiecznej odległosci jakis niszczyciel chociażby, niszczycieli w pobliżu brzegów brytyjskich jest kupa, czasem udaje sie trafić. Gram na RuB ale zostawiłem oryginalna widocznosc pod woda, oryginalne zmeczenie załog tylko dwukrotnie zwiekszony czas ladowania działa i kilka innych moich zmian które nie uwazałem za konieczne. Mam tez SH3 Comandera, ale uzywam go tylko do przedstawiania zyciorysu swojego dowódcy, nie uzywam zadnych poprawek które sa mozliwe.
- majama
- Tonaż: 340.000 BRT
- Dołączył(a): 19.04.05, 13:14
- Lokalizacja: Szczecin
Czwarty patrol mojej dobrze zapowiadającej sie kariery okazal sie ostatnim I tak poległem gdzies po raz n-ty nie przeżywając nawet do połowy wojny.
A zapowiadalo sie dobrze, zatopiłem jeden mały handlowy stateczek i jednego C2. Z czterech wystrzelonych w tym patrolu torped 3 trafiły w cel. Szukałem więc celu dla ostatniej torpedy kręcac sie kolo wschodnich brzegow Wielkej Brytanii. Płynąłem na przyspieszeniu, była noc, aż tu nagle z niewiadomej przyczyny mój mały ubot załapal smiertelne obrażenia. (?!) Ani śladu wzmianki o przeciwniku na horyzoncie, żadnego zderzenia z brzegiem, nie było ostrzeżenia. Po chwili opadłem na dno i woda mnie zalała. Koniec
Gram nowa kariere
A zapowiadalo sie dobrze, zatopiłem jeden mały handlowy stateczek i jednego C2. Z czterech wystrzelonych w tym patrolu torped 3 trafiły w cel. Szukałem więc celu dla ostatniej torpedy kręcac sie kolo wschodnich brzegow Wielkej Brytanii. Płynąłem na przyspieszeniu, była noc, aż tu nagle z niewiadomej przyczyny mój mały ubot załapal smiertelne obrażenia. (?!) Ani śladu wzmianki o przeciwniku na horyzoncie, żadnego zderzenia z brzegiem, nie było ostrzeżenia. Po chwili opadłem na dno i woda mnie zalała. Koniec
Gram nowa kariere
- majama
- Tonaż: 340.000 BRT
- Dołączył(a): 19.04.05, 13:14
- Lokalizacja: Szczecin
Zastanawiałem sie ostatnio nad najwiekszymi uszkodzeniami okretu po których jeszcze wróciłem do bazy. I najmniejszy stan kadłuba który znalazłem w swoich karierach i patrolach to 21%. Pamietam że dostałem wtedy bomba lotniczą ze swordfisha i miałem jednego lub dwóch martwych w zalodze. Uszkodzeń cała gama, widząc stan okrętu zarządziłem powrót do bazy, wracałem ostrożnie i zanurzałem sie conajwyżej na glebokość peryskopową.
- majama
- Tonaż: 340.000 BRT
- Dołączył(a): 19.04.05, 13:14
- Lokalizacja: Szczecin
A ja zacząłem karierę U-988 klasy VIIC, grudzień 1943 r. Nie zamonotwałem chrap ... i to był mój błąd. Wychodząc z St. Nazaire wieczorem kiedy tylko opuściła mnie eskorta, zaatakowały mnie dwa Sunderlandy chyba. Uszkodzenia były tak poważne, że musiałem w pośpiechu wracać do St. Nazaire. Rano zawinąłęm do bazy. Naprawy trwały aż do marca 1944 r. Na kolejny patrol wyszedem w dzień kobiet Płynąłem cały czas na chrapach i z wysuniętym peryskopem obserwacyjnym. Co jakiś czas pojawiały się wodnosamoloty. W momencie dostrzeżenia ich, robiłem nurka na peryskopową, chowałem chrapy i peryskop. Niestety po południu drugiego dnia patrolu jeden z Sunderlandów wymierzył idealnie i mimo zanurkowania, cała seria bomb głębinowych wybuchła tuż obok kadłuba. U-988 poszedł na dno wraz z całą załogą drugiego dnia drugiego patrolu... Nie spodziewałem się że granie na przełomie 1943/1944 r. jest aż tak hardcore'owe .
To była moja najkrótsza kariera
To była moja najkrótsza kariera
- dragonfly
- Kapitän zur See
- Tonaż: 800.000 BRT
- Dołączył(a): 22.09.03, 12:42
- Lokalizacja: Żagań
A od czego jest SH3 Commander? Właśnie przy jego pomocy najłatwiej ustawić pożądaną datę patrolu (tak zalecają na http://www.wolvesatwar.org, gdzie pływałem swego czasu ). Istnieje jeszcze inna możliwość - ręczna edycja odpowiedniego pliku.
- Myszkin
- Tonaż: 960.000 BRT
- Dołączył(a): 24.05.05, 15:57
- Lokalizacja: Ostrowiec Świętokrzyski/Warszawa
No to ustaw sobie początek kariery w grudniu 43, odpal przez SH3 Cmdra, wyjdź na patrol, esc+dock at..., czyli wracamy do bazy, wyjdź do menu i do windy, odpalasz SH3 cmdra, ustawiasz ilość dni w bazie na np 180, odpalasz grę przez SH3 Cmdra i na drugi patrol wychodzisz na początku czerwca. Proste?
- Myszkin
- Tonaż: 960.000 BRT
- Dołączył(a): 24.05.05, 15:57
- Lokalizacja: Ostrowiec Świętokrzyski/Warszawa
12 sierpnia 1940 r.
U-123 klasy IXB, 2. Flotylla Wilhalmshaven.
RUB 1.45, SH3Cmdr 2.4
Realizm 91% (External View tylko dla podziwniania widoczków )
Po dwóch dniach dotarliśmy między Orkady a Wyspy Owcze. Kwadrat mieliśmy nieco bardziej na zachód. Co parę godzin pojawiał się komunikat radiowy o obecności Task Force. Miestety nie udało mi się na nich nadziać. Płynac w stronę swojego sektora, wachtowy zauważył wyłaniający się zza mgły Coastal Merchant. Szybkie zanurzenie i odpowiednie obliczenia nie zdały się na nic, bo... zapomniałem otworzyć wyrzutni!!! Torpeda opuściła wyrzutnię z opóźnieniem i oczywiście chybiła. Mały frachtowiec wkrótce zanurzył się we mgle, nie mając nawet świadomości że cudem uniknął zagłady...
Następnego dnia pogoda pogorszyła się jeszcze bardziej. Padało, a mgła ograniczała widoczność do ok. 200 m. Pojawiło się kilka komunikatów o konwojach. Jeden z nich był w moim zasięgu. Ustawiłem się "na czuja". Po ok. dwóch godzinach dostałem meldunek o licznych dźwiękach śrub. Lekko skorygowałem ustawienie i czekałem. Kiedy dźwięki zbliżyły się zarządziłem wyciszenie i zanurzenie peryskopowe. Nie dawałem sobie zbyt dużych nadziei. Przy takiej pogodzie dojrzenie czegokolwiek graniczyło z cudem. I rzeczywiście, konwój przepłynął mi prawie nad głową, a ja nic nie wypatrzyłem.
Powróciliśmy na stary kurs i kontynuowaliśmy podążanie do sektora nam wyznaczonego. Minęły trzy nudne dni. Wykonaliśmy zadanie patrolowe, postanowiłem więc wpaść z wizytą do Loch Ewe. U-123 wszedł do zatoczki 24 sierpnia. Dzień był piękny, morze gładziutkie. Postanowiłem przyczaić się przed wejściem do portu i przeczekać do wieczora. Po jakimś czasie wachtowi zameldowali o kontakcie wzrokowym. Po zanurzeniu, okazało się że nadzialiśmy się na niewielką, przybrzeżną jednostkę patrolową. Zidentyfikowałem ją (jako potem się okazało błędnie) jako Flower Corvette. Pchełka pokrążyła w okolicy i odpłynęła. Po godzinie wróciła znowu. Okręcik zaczął mnie wkurzać. Zalałem wyrzutnię nr 1 i walnąłem trochę na czuja. Prędkość obliczyłem na oko.
Udało mi się trafić pod kilem, zapalnikiem magnetycznym.
Kto by pomyślał że moją pierwszą ofiarą będzie jednostka wojenna. Jak potem się okazało, był to tylko nędzniutki Armed Trawler
Wieczorem weszliśmy do Zatoczki Loch Ewe i... zaplątaliśmy się w sieci Okręt doznał uszkodzeń w rufowym przedziale. Załoga szybko naprawiła nieliczne uszkodzenia. Gorzej był z kadłubem, któego integralność spadła do 68% Postanowiłem nie ryzykować i wracać do domu.
Tego samego wieczora rozstrzelałem z działa mały cywilny trawler:
W nocy rozstrzeleliśmy jeszcze łódź rybacką.
Wracamy:
Po trzech dniach zawinęliśmy do Wilhelmshaven. Koledzy nabijali się z naszych "łupów". Ot myśliwi... Rzeczywiscie nie było się czym chwalić:
W dodatku straciłem resztki tej nędznej renomy, bo... zapomniałem że flotyllę przebazowują do Lorient i to tam miałem wrócić
Tym razem nieuwaga i pośpiech zwyciężyły nad spokojem i profesjonalizmem
Dziś wypływamy znowu. Tym razem bez pierwszego oficera
A to łobuz! Musiałem wziąć młodego barszcza prosto ze szkoły oficerskiej.
U-123 klasy IXB, 2. Flotylla Wilhalmshaven.
RUB 1.45, SH3Cmdr 2.4
Realizm 91% (External View tylko dla podziwniania widoczków )
Po dwóch dniach dotarliśmy między Orkady a Wyspy Owcze. Kwadrat mieliśmy nieco bardziej na zachód. Co parę godzin pojawiał się komunikat radiowy o obecności Task Force. Miestety nie udało mi się na nich nadziać. Płynac w stronę swojego sektora, wachtowy zauważył wyłaniający się zza mgły Coastal Merchant. Szybkie zanurzenie i odpowiednie obliczenia nie zdały się na nic, bo... zapomniałem otworzyć wyrzutni!!! Torpeda opuściła wyrzutnię z opóźnieniem i oczywiście chybiła. Mały frachtowiec wkrótce zanurzył się we mgle, nie mając nawet świadomości że cudem uniknął zagłady...
Następnego dnia pogoda pogorszyła się jeszcze bardziej. Padało, a mgła ograniczała widoczność do ok. 200 m. Pojawiło się kilka komunikatów o konwojach. Jeden z nich był w moim zasięgu. Ustawiłem się "na czuja". Po ok. dwóch godzinach dostałem meldunek o licznych dźwiękach śrub. Lekko skorygowałem ustawienie i czekałem. Kiedy dźwięki zbliżyły się zarządziłem wyciszenie i zanurzenie peryskopowe. Nie dawałem sobie zbyt dużych nadziei. Przy takiej pogodzie dojrzenie czegokolwiek graniczyło z cudem. I rzeczywiście, konwój przepłynął mi prawie nad głową, a ja nic nie wypatrzyłem.
Powróciliśmy na stary kurs i kontynuowaliśmy podążanie do sektora nam wyznaczonego. Minęły trzy nudne dni. Wykonaliśmy zadanie patrolowe, postanowiłem więc wpaść z wizytą do Loch Ewe. U-123 wszedł do zatoczki 24 sierpnia. Dzień był piękny, morze gładziutkie. Postanowiłem przyczaić się przed wejściem do portu i przeczekać do wieczora. Po jakimś czasie wachtowi zameldowali o kontakcie wzrokowym. Po zanurzeniu, okazało się że nadzialiśmy się na niewielką, przybrzeżną jednostkę patrolową. Zidentyfikowałem ją (jako potem się okazało błędnie) jako Flower Corvette. Pchełka pokrążyła w okolicy i odpłynęła. Po godzinie wróciła znowu. Okręcik zaczął mnie wkurzać. Zalałem wyrzutnię nr 1 i walnąłem trochę na czuja. Prędkość obliczyłem na oko.
Udało mi się trafić pod kilem, zapalnikiem magnetycznym.
Kto by pomyślał że moją pierwszą ofiarą będzie jednostka wojenna. Jak potem się okazało, był to tylko nędzniutki Armed Trawler
Wieczorem weszliśmy do Zatoczki Loch Ewe i... zaplątaliśmy się w sieci Okręt doznał uszkodzeń w rufowym przedziale. Załoga szybko naprawiła nieliczne uszkodzenia. Gorzej był z kadłubem, któego integralność spadła do 68% Postanowiłem nie ryzykować i wracać do domu.
Tego samego wieczora rozstrzelałem z działa mały cywilny trawler:
W nocy rozstrzeleliśmy jeszcze łódź rybacką.
Wracamy:
Po trzech dniach zawinęliśmy do Wilhelmshaven. Koledzy nabijali się z naszych "łupów". Ot myśliwi... Rzeczywiscie nie było się czym chwalić:
W dodatku straciłem resztki tej nędznej renomy, bo... zapomniałem że flotyllę przebazowują do Lorient i to tam miałem wrócić
Tym razem nieuwaga i pośpiech zwyciężyły nad spokojem i profesjonalizmem
Dziś wypływamy znowu. Tym razem bez pierwszego oficera
A to łobuz! Musiałem wziąć młodego barszcza prosto ze szkoły oficerskiej.
- dragonfly
- Kapitän zur See
- Tonaż: 800.000 BRT
- Dołączył(a): 22.09.03, 12:42
- Lokalizacja: Żagań
widze ze gramy mniej wiecej w tym samym czasie na tej samej lodzi i tych samych modach hehe...ja wlasnie plyne na patrol - wstalem rano zmienilem wachte a teraz neidlugo doplyne do AN18 jak cos upoluje to moze zrobie taki dziennik jak Ty....
pozdro
pozdro
- JiMi
- Tonaż: 65.000 BRT
- Dołączył(a): 24.04.06, 13:59
- Lokalizacja: Olsztyn
28 września 1940 r.
U-123 klasy IXB, 2. Flotylla Lorient
Po wyjściu z Wilhelmshaven już drugiego dnia patrolu nadzialiśmy się na... Task Force!!! Niestety byli zbyt daleko i płynęli stanowczo za szybko. Jedyne co mi pozostało, to zrobić zdjęcia "dla potomności"
Dwa dni później na zachód od Orkadów rozwaliliśmy z działa skromnego Coastal Merchanta, który miał pecha nadziać się na nas
Wieczorem tego samego dnia przy pięknym zachodzie słońca z listy Królewskiej Floty Handlowej została skreślona jeszcze jedna jednostka:
Kolejne dni były wybitnie nudne. Dopiero po tygodniu wachtowi zameldowali o kolejnym kontakcie. Niszczyciel wystawił się idealnie pod wyrzutnie rufowe. Niestety kopsnąłem się w obliczeniach i torpedy minęły cel A tak ślicznie wyglądał:
Po kolejnych nudnych dniach, postanowiliśmy przenieść się na południe od Irlandii. Pogoda znacznie się pogorszyła, ale to nie przeszkodziło nam w upolowaniu jeszcze jednego Coastal Merchanta. Tym razem sumiennie zabrałem się za obliczenia. Odrobina wysiłku intekektualnego opłaciła się:
Nie minęły nawet dwa dni i wreszcie na okręcie zapanowało podniecenie! Nadzialiśmy się na sporej wielkości konwój, który kierował się najprawdopodobniej w stronę Liverpoolu. Dla takich widoków warto męczyć się tyle tygodni na pokładzie U-Boota:
Moją jedyną, jak się okazało ofiarą padł C2 załadowany po brzegi Shermanami:
Eskorta nie próżnowała jak widać:
Na szczęście walili na ślepo i bezmyślnie. Zaczęli nawet pingować. Zrobiło się tak gorąco, że bezpieczniej było zrobić nura w głębiny. Brytole niemiłosiernie okładali głębinówkami, ale ich działania były bardzo chaotyczne i intuicyjne. Kiedy wszystko się uspokoiło, zadecydowałem ścigać konwój. Dogoniliśmy ich wieczorem. Popełniłem jednak błąd taktyczny i źle ustawiłem się względem konwoju. Żeby nadrobić, wolałem się wynurzyć i przyjać lepszą pozycję. Niestety zauważyli mnie i eskorta zdążyła sprzedać mi kilka salw. Alarmowe zanurzenie było jak jazda rowerem bez trzymanki: przecieki na dziobie, a my prujemy całą naprzód w głebię. Na szczęście przecieki zlikwidowano bardzo szybko i zatrzymaliśmy się na 70 metrach. Brytole znowu walili bezmyślnie. Pohałasowali trochę i odpłynęli. Okręt był lekko uszkodzony i wolałem nie narażać załogi i sprzętu w walce z konwojami. Liczyliśmy na spotkania z pojedynczymi jednostkami. I rzeczywiście następnego dnia spotkaliśmy samotnego C2, także wyładowanego Shermanami. Niestety ustawiłem torpedy na zbyt małe zanurzenie w efekcie ich wybuchy wybiły diw dziury ponad poziomem morza:
W efekcie nie stracił za bardzo szybkości. Posłałem mu jeszcze jednego magnetyka, który mierzony "na oko" trafił. Jednostka się podtopiła i zatrzymała w miejscu. Robiąc zwrot... statek zniknął we mgle i nie mogłem go spowrotem odnaleźć
Niepocieszony postanowiłem wrócić do Lorient gdzie nas w międzyczasie przebazowano. Rezultat patrolu był całkiem niezły: 3 Coastal Merchanty i jeden C2. To i tak lepiej niż w poprzednim patrolu.
Dziennik z trzeciej misji już wkrótce!
Update - pomyliłem jedno ze zdjęć. Zamiast wrzucić C2 z Shermanami z konwoju, wrzuciłem C2 samotnego, tego co mi się "rozpłynął w powietrzu"
U-123 klasy IXB, 2. Flotylla Lorient
Po wyjściu z Wilhelmshaven już drugiego dnia patrolu nadzialiśmy się na... Task Force!!! Niestety byli zbyt daleko i płynęli stanowczo za szybko. Jedyne co mi pozostało, to zrobić zdjęcia "dla potomności"
Dwa dni później na zachód od Orkadów rozwaliliśmy z działa skromnego Coastal Merchanta, który miał pecha nadziać się na nas
Wieczorem tego samego dnia przy pięknym zachodzie słońca z listy Królewskiej Floty Handlowej została skreślona jeszcze jedna jednostka:
Kolejne dni były wybitnie nudne. Dopiero po tygodniu wachtowi zameldowali o kolejnym kontakcie. Niszczyciel wystawił się idealnie pod wyrzutnie rufowe. Niestety kopsnąłem się w obliczeniach i torpedy minęły cel A tak ślicznie wyglądał:
Po kolejnych nudnych dniach, postanowiliśmy przenieść się na południe od Irlandii. Pogoda znacznie się pogorszyła, ale to nie przeszkodziło nam w upolowaniu jeszcze jednego Coastal Merchanta. Tym razem sumiennie zabrałem się za obliczenia. Odrobina wysiłku intekektualnego opłaciła się:
Nie minęły nawet dwa dni i wreszcie na okręcie zapanowało podniecenie! Nadzialiśmy się na sporej wielkości konwój, który kierował się najprawdopodobniej w stronę Liverpoolu. Dla takich widoków warto męczyć się tyle tygodni na pokładzie U-Boota:
Moją jedyną, jak się okazało ofiarą padł C2 załadowany po brzegi Shermanami:
Eskorta nie próżnowała jak widać:
Na szczęście walili na ślepo i bezmyślnie. Zaczęli nawet pingować. Zrobiło się tak gorąco, że bezpieczniej było zrobić nura w głębiny. Brytole niemiłosiernie okładali głębinówkami, ale ich działania były bardzo chaotyczne i intuicyjne. Kiedy wszystko się uspokoiło, zadecydowałem ścigać konwój. Dogoniliśmy ich wieczorem. Popełniłem jednak błąd taktyczny i źle ustawiłem się względem konwoju. Żeby nadrobić, wolałem się wynurzyć i przyjać lepszą pozycję. Niestety zauważyli mnie i eskorta zdążyła sprzedać mi kilka salw. Alarmowe zanurzenie było jak jazda rowerem bez trzymanki: przecieki na dziobie, a my prujemy całą naprzód w głebię. Na szczęście przecieki zlikwidowano bardzo szybko i zatrzymaliśmy się na 70 metrach. Brytole znowu walili bezmyślnie. Pohałasowali trochę i odpłynęli. Okręt był lekko uszkodzony i wolałem nie narażać załogi i sprzętu w walce z konwojami. Liczyliśmy na spotkania z pojedynczymi jednostkami. I rzeczywiście następnego dnia spotkaliśmy samotnego C2, także wyładowanego Shermanami. Niestety ustawiłem torpedy na zbyt małe zanurzenie w efekcie ich wybuchy wybiły diw dziury ponad poziomem morza:
W efekcie nie stracił za bardzo szybkości. Posłałem mu jeszcze jednego magnetyka, który mierzony "na oko" trafił. Jednostka się podtopiła i zatrzymała w miejscu. Robiąc zwrot... statek zniknął we mgle i nie mogłem go spowrotem odnaleźć
Niepocieszony postanowiłem wrócić do Lorient gdzie nas w międzyczasie przebazowano. Rezultat patrolu był całkiem niezły: 3 Coastal Merchanty i jeden C2. To i tak lepiej niż w poprzednim patrolu.
Dziennik z trzeciej misji już wkrótce!
Update - pomyliłem jedno ze zdjęć. Zamiast wrzucić C2 z Shermanami z konwoju, wrzuciłem C2 samotnego, tego co mi się "rozpłynął w powietrzu"
- dragonfly
- Kapitän zur See
- Tonaż: 800.000 BRT
- Dołączył(a): 22.09.03, 12:42
- Lokalizacja: Żagań
Leutnant.z.S KIMAN 2 Flottila port Wilhelmshaven to mój pierwszy patrol na okrecie VIIb wypłynołem z portu i skierowałem sie w strone Scapa Flow po drodze nic nie napotkałem pech.Wiec popłynołem do kwadratu AM32 który mam patrolowac,wczasie patrolu otrzymalem komunikat o konwoju który prawdopodobnie wychodził w morze kwadrat przy Firth of Clydeale niestety znowu porazka za daleko.
- kimanU-101
- Tonaż: 48.000 BRT
- Dołączył(a): 08.05.06, 15:04
- Lokalizacja: Gorzno
marv napisał(a):nie jest to z pewnoscia najbardziej wciagajacy opis patrolu jaki czytalem
Jak tak mozesz??
O mało nie pusciłęm w gacie z emocji a ty to tak komentujesz!
- Kapitan Łukasz
- Tonaż: 97.000 BRT
- Dołączył(a): 11.04.06, 21:41
- Lokalizacja: Warszawa
Grałem ostatnio w nowa kampanie, rok 1939 ubot typu VIIb, pierwszy patrol, przez dwa tygodnie opłynąłem wyspy brytyjskie nie spotykając niczego poza DD które omijałem z daleka. W tym czasie przeczekiwałem tez kilka dni ciezkiej mgły. Spotkałem w końcu którejs nocy samotny mały statek handlowy. Duze fale uniemozliwialy uzycie działa wiec przygotowałem torpede a wtedy zwróciła moja uwage flaga, jakby za jasna na brytyjską. Okazało sie że to Amerykanin, wiec odpuściłem. Juz odbylem patrol w wyznaczonym kwadracie BE gdy przyszla wiadomośc o konwoju wojskowym idącym z predkościa 19 wezłów na południe wzdłuż zachodnich brzegów Irlandii. Pognałem wiec jemu na sportkanie licząc że nie zmienia zbyt kursu przez jakies 120 kilometrów. I udało mi sie przechwycic ten konwój
Wprawdzie troche żle oszacowałem ich kurs bo tak jak sie ustawiłem to zaraz sie okazało ze bede mial ich za rufą zamiast przed dziobem. Musiałem szybko obrócic swoj okret ryzykując wykrycie. Konwoj szedl bardzo szybko i mogło mi braknąc czasu. Morze było gładkie, słońce chylilo sie ku zachodowi, wiec wykrycie bardzo prawdopodobne. Do tego przednia eskorta niebezpiecznie sie zblizała. Wystawiałem peryskop tylko chwilowo zeby spojrzec co tam idzie w konwoju. Wyrażnie dwa duze cele, pancerniki (jeden klasy Nelson, drugi to King Goerge V) i rozpoznałem tez dwa krążowniki lekkie (troche poniosły mnie emocje bo potem sie okazało ze conajmniej jeden z nich to byl niszczyciel). Wykonałem orientacyjny pomiar odleglosci i AoB, predkośc wyszła mi około 24 wezłow wiec miałem dylemat, czy to moje pomiary sa takie lipne (bylo daleko i szybko) czy komunikat radiowy mial nieaktualne dane. Było jasne że przy pierwszej dostrzezonej torpedzie zaczna zygzakowac co przy tej predkosci i odleglosci dawało mi marne szanse na trafienia, a do tego miałem jakis kilometr do najblizszego niszczyciela, pewnie zauwazy slady torped na tej gladkiej tafli... co robić?... Zagrałem pokerowo: salwa z czterech przednich wyrzutni i natychmiastowa ucieczka. Zapalniki kontaktowe na glebokosc 5 metrow, rozrzut 5 stopni, odległośc 3500 metrow, predkosc wroga ustawic na 20 wezlów (przyjałem ze zle ja zmierzyłem). Celem miał byc blizszy z pancernikow, rozpoznany jako klasa King George V. Odpaliłem torpedy i zarzadzilem cochy zwrot z zanurzeniem. Sonarzysta zaraz zameldowal to czego sie spodziewałem: "Pobliski niszczyciel przyspiesza i idzie w naszym kierunku". Moja odpowiedz byla zdecydowana: "Cała naprzód!, głebokosc 150 metrów!"
Schodzac w dół wyłaczyłem silniki i nasłuchiwałem eksplozji bomb za rufą oczekujac jednoczesnie swoich trafień. Trafienia nie nadchodzily chociaz czas juz minął. W końcu jest, wyrażny wybuch jednej z naszych torped. Cicho wycofywałem sie przed niszczycielem a raczej dwoma które szukały moich śladow na powierzchni rozrzucając bomby tam gdzie byłem za raz po ataku. Konwój jednak odchodzil i nic nie wskazywało aby moje trafienie komus zaszkodziło. Przeczekałem jeszcze ponad 40 minut pod wodą aż niszczyciel sobie poszedł i wyszedłem na peryskopową. Tam w szarówce wieczornej czekała niespodzianka: stojący bezruchu pancernik klasy Nelson. Nie slyszałem go bo mial wyłączone silniki, wydawal tylko lekkie dzwieki które wziąłem za echo oddalającego sie konwoju. Najwyrażniej dostal w napęd i oczekiwal na jakis holownik. Pozostawiony bez osłony nie mógl ujsc z zyciem. Wystarczyła jedna celna torpeda w komory amunicyjne.
Tak po dwóch tygodniach bezowocnych zatopiłem wojskową jednostke o tonazu 36000t zużywając 5 torped. Czeka mnie na pewno medal
Wprawdzie troche żle oszacowałem ich kurs bo tak jak sie ustawiłem to zaraz sie okazało ze bede mial ich za rufą zamiast przed dziobem. Musiałem szybko obrócic swoj okret ryzykując wykrycie. Konwoj szedl bardzo szybko i mogło mi braknąc czasu. Morze było gładkie, słońce chylilo sie ku zachodowi, wiec wykrycie bardzo prawdopodobne. Do tego przednia eskorta niebezpiecznie sie zblizała. Wystawiałem peryskop tylko chwilowo zeby spojrzec co tam idzie w konwoju. Wyrażnie dwa duze cele, pancerniki (jeden klasy Nelson, drugi to King Goerge V) i rozpoznałem tez dwa krążowniki lekkie (troche poniosły mnie emocje bo potem sie okazało ze conajmniej jeden z nich to byl niszczyciel). Wykonałem orientacyjny pomiar odleglosci i AoB, predkośc wyszła mi około 24 wezłow wiec miałem dylemat, czy to moje pomiary sa takie lipne (bylo daleko i szybko) czy komunikat radiowy mial nieaktualne dane. Było jasne że przy pierwszej dostrzezonej torpedzie zaczna zygzakowac co przy tej predkosci i odleglosci dawało mi marne szanse na trafienia, a do tego miałem jakis kilometr do najblizszego niszczyciela, pewnie zauwazy slady torped na tej gladkiej tafli... co robić?... Zagrałem pokerowo: salwa z czterech przednich wyrzutni i natychmiastowa ucieczka. Zapalniki kontaktowe na glebokosc 5 metrow, rozrzut 5 stopni, odległośc 3500 metrow, predkosc wroga ustawic na 20 wezlów (przyjałem ze zle ja zmierzyłem). Celem miał byc blizszy z pancernikow, rozpoznany jako klasa King George V. Odpaliłem torpedy i zarzadzilem cochy zwrot z zanurzeniem. Sonarzysta zaraz zameldowal to czego sie spodziewałem: "Pobliski niszczyciel przyspiesza i idzie w naszym kierunku". Moja odpowiedz byla zdecydowana: "Cała naprzód!, głebokosc 150 metrów!"
Schodzac w dół wyłaczyłem silniki i nasłuchiwałem eksplozji bomb za rufą oczekujac jednoczesnie swoich trafień. Trafienia nie nadchodzily chociaz czas juz minął. W końcu jest, wyrażny wybuch jednej z naszych torped. Cicho wycofywałem sie przed niszczycielem a raczej dwoma które szukały moich śladow na powierzchni rozrzucając bomby tam gdzie byłem za raz po ataku. Konwój jednak odchodzil i nic nie wskazywało aby moje trafienie komus zaszkodziło. Przeczekałem jeszcze ponad 40 minut pod wodą aż niszczyciel sobie poszedł i wyszedłem na peryskopową. Tam w szarówce wieczornej czekała niespodzianka: stojący bezruchu pancernik klasy Nelson. Nie slyszałem go bo mial wyłączone silniki, wydawal tylko lekkie dzwieki które wziąłem za echo oddalającego sie konwoju. Najwyrażniej dostal w napęd i oczekiwal na jakis holownik. Pozostawiony bez osłony nie mógl ujsc z zyciem. Wystarczyła jedna celna torpeda w komory amunicyjne.
Tak po dwóch tygodniach bezowocnych zatopiłem wojskową jednostke o tonazu 36000t zużywając 5 torped. Czeka mnie na pewno medal
- majama
- Tonaż: 340.000 BRT
- Dołączył(a): 19.04.05, 13:14
- Lokalizacja: Szczecin
Także chciałem grać na 100% i bez savów
Pływalem typem VIIC.I tak w miarę sobie radziłem,na początku miałem problemy z trafianiem torpedami,ale potem to opanowałem bez żadnych dodatkowych narzędzi.Dotrwałem do lipca 1942,kiedy to zaatakowałem grupę uderzeniową na pólnocny zachód od Irlandii.Wszystko było ok,została mi na rufie jedna torpeda typ I.Trafiłem akustyczną niszczyciela,był unieruchomiony,cieszyłem się,że dobiję go jak odpłynie konwój.Strzeliłem...i nic.Savów nie używałem,więc pomyślałem,że chwilkę poczekam w zanurzeniu,aż pogoda się poprawi(miałem sztorm) i z daleka dobiję bestię.Włączyłem przyspieszenie czasu i...przyspieszenie się zatrzymało,jak mi "coś" załatwiło głębinówkami śródokręcie.Okazało się,że płynąl tą samą trasą jeszcze jeden konwój.Jakoś mu uciekłem,ale opanowałem w miarę przecieki dopiero przy ok.170 metrach.Jak uciekłem,mogłem płynąć tylko 6 w na minimalnej,mialem cholernie mało paliwa i zniszczone przednie akumulatory(w przedziale ciągle byławoda).Po wynurzeniu,znów przy przyspieszeniu,znów "coś" się stało,zginą jeden marynarz na kiosku,ofiser i jeszcze jeden był ranny.Miałem tak mało paliwa,że starczyło mi zaledwie na dopłynięcie do Brestu(moja baza St.Nazaire).Do tego musiałem robić "skrót" przez płycizny na południe od Irlandii.Ponadto...jak się zanurzałem,okręt nie trzymał głębokości,szedł powoli w dół,dopiero szasowanie balastu go "wyciągało".W połowie drogi "do domku" dorwał mnie eskortowiec,było niewiele ponad 50 m głębokości....i tak zakończyłem karierę.Swoją drogą,najlepsze asy Ubootwaffe dożywały mniej więcej tego okresu.Cześć pamieci załodze,pozdrawiam.
- Gunter Prien
- Tonaż: 17.000 BRT
- Dołączył(a): 01.04.06, 20:07
chech zacząłem znowu pływać. SH-3 1.4 RuB 1.43 100% real.
U-45 typ VIIB
9 września 1939 spotkałem o 500 mil na zachód od Brytanii duży konwój. Po całodziennym pościgu w potwornym sztormie udało mi się zająć pozycję do ataku. Przedemną C2 ale wystrzelona torpeda nie trafiła, jego prędkośc oceniłem za wysoko. Przy kolejnym statku T2 nie robię tego błędu i tonie oberwawszy w śródokręcie, kolejny T3 idzie w jego slady. Pozostałe statki to jest C3 są pod amerykańską banderą o odpuszczam je sobie. Uciekam pogoni eskortowców i bezpiecznie oddalam się.
Dnia 14 września 1939 spotykam w piękną bezksieżycową noc dwa 17 tysięczniki. Widoczność słaba wiec nawet się nie zanurzam, posyłam obydwa na dno 4 torpedami...
Patrol trwa.....
U-45 typ VIIB
9 września 1939 spotkałem o 500 mil na zachód od Brytanii duży konwój. Po całodziennym pościgu w potwornym sztormie udało mi się zająć pozycję do ataku. Przedemną C2 ale wystrzelona torpeda nie trafiła, jego prędkośc oceniłem za wysoko. Przy kolejnym statku T2 nie robię tego błędu i tonie oberwawszy w śródokręcie, kolejny T3 idzie w jego slady. Pozostałe statki to jest C3 są pod amerykańską banderą o odpuszczam je sobie. Uciekam pogoni eskortowców i bezpiecznie oddalam się.
Dnia 14 września 1939 spotykam w piękną bezksieżycową noc dwa 17 tysięczniki. Widoczność słaba wiec nawet się nie zanurzam, posyłam obydwa na dno 4 torpedami...
Patrol trwa.....
- Traun
- Tonaż: 21.000 BRT
- Dołączył(a): 05.09.05, 10:50
- Lokalizacja: Białystok
Oberleutnant zu See Martin Trüchloff,
U-486, klasa VIIC,
11 Flotylla Bergen
Realizm 91%
Na drugi patrol wyszliśmy 21 maja 1943 r.
Żmudne patrolowanie w okolicach Scapa Flow początkowo nie przynosiło pożądanych skutków. 25 maja na północ od Inverness, bardzo blisko wybrzeży Szkocji wachtowi zameldowali o kontakcie wzrokowym. Daliśmy szybkiego nura. Okazało się że nadzialiśmy się na starusieńkiego Clemsona. Musieliśmy przyjąć walkę, nie było innego wyjścia - było tak płytko, że nasz okręt niemal szurał kilem po dnie, znajdując się na głębokości peryskopowej. Niszczyciel zaczął nas pingować, na szczęście bomby zrzucał chaotycznie. Zrobił całe jedno kółko. Jedna z torped którą wystrzeliłem niestety chybiła. Podczas robienia zwrotu pomyślałem - "Teraz albo nigdy!!!". Niszczyciel znajdował się w pozycji frontalnej do mojej sterburty. Postanowiłem zaryzykować i posłać mu magnetyka, mimo iż płynął na wprost. Obliczenia okazały się idealne. Clemson zatonął bardzo efektownie:
Niestety troche za późno spostrzegłem się, że tonący niszczyciel płynie prosto na nas! Ster ostro na sterburtę, wypróżnić balast! Nasz okręt wyskoczył na powierzchnię jak piłeczka ping-pongowa. Niszczyciel tylko leciutko otarł o nasz kadłub, powodując niegroźnie przecieki. Uszkodzenia okazały się tak niewielkie, że bez problemu mogliśmy kontynować patrol. Kadłub nie ucierpiał nawet w jednym procencie.
Jak się później okazało, moją ofiarą był jankeski USS Sturtevant.
29 maja jeden z U-Bootów patrolujących podobnie jak my, wody północej Szkocji zameldował o konwoju. Okazało się że jesteśmy ustawieni niemal idealnie! Na ok. pół godziny przed pierwszym kontaktem wzrokowym, niespodziewanie spadła na nas brytyjska Catalina. Daliśmy alarmowego nura i cudem uniknęliśmy uszkodzeń. Za pomocą hydrofonów skorygowaliśmy swoją pozycję tak, że znależliśmy się w samym środku konwoju. Zaiste piękny widok:
Wziąłem na cel T3. Niestety obydwie torpedy okazały się niewypałami Kolejne dwie które wystrzeliłem tak samo!!! Cały konwój przepłynął mi nad głową, nawet nie wiedząc o moim istnieniu. Rufowej nie chciałem marnować, bo za plecami płynęły same tłuste sztuki na których jedna torpeda nie zrobiłaby żadnego wrażenia. Kiedy konwój znikał, wynurzyliśmy się i podjęliśmy pościg. Niestety podchodząc na czoło konwoju wypatrzył nas jakiś bystry wachtowy z okrętów eskorty. Nisczyciel sprzedał nam salwę i trafił od razu pierwszą!!! Alarmowe zanurzenie uratowało nas od niechybnej śmierci. Eskorta zleciała się, ale na szczęście walili na oślep. Wkrótce odpłynęli. Pierwszą salwą zrobili nam niezłe kuku:
Na szczęście kadłub pozostał integralny w 78%, a żadne z urządzeń nie zostało zniszczone.
Kolejne dni nie przynosiły żadnych sukcesów, aż wreszcie 2 czerwca nadzialiśmy się na jednostkę. Niestety była to tylko marniutka łódź rybacka, którą po piracku posłaliśmy na dno kilkoma salwami z działa
Dzień później odebraliśmy kolejny meldunek o konwoju. Tym razem patrolowaliśmy północne wejście morza irlandzkiego u wybrzeży Ulsteru. Liczyliśmy na napotkanie konwojów idących do Liverpoolu i Glasgow. Nie zawiedliśmy się. Ponownie ustawiliśmy się "na hydrofon". Tym razem konwój zygzakował, co było niechybnym dowodem na to, że któryś z naszych dobierał się do niego.
Morze było bardzo burzliwe. Mimo zygzakowania udało nam się storpedować idący w środkowym szyku statek typu Liberty:
Liberty chwiał się jeszcze kilka minut, po czym pogrążył się w odchłani Atlantyku:
Trafiliśmy jeszcze jednego T3, niestety druga torpeda okazała się niewypałem i tankowiec popłynął wraz z resztą konwoju. Statki mocno zygzakowały i wraz ze sternikiem musieliśmy wykazać się małpią zręcznością, żeby nie zostać rozjechanym przez którąś z jednostek, a było blisko!
Niszczyciele wkrótce pojawiły się na miejscu i znowu zaczęły polować. Ale nasz okręt powolutku oddalał się z miejsca zbrodni na 120 metrach. Alianci po raz kolejny walili na oślep, kilka kilometrów od nas.
Ponieważ torpedy były na wykończeniu, postanowiłem udać się w drogę powrotną do Bergen z nadzieją na spotkanie po drodze jakiejś drobincy, bo torpedy zostały już tylko w wyrzutniach rufowych.
7 czerwca zawinęliśmy do Bergen, kończąc trwający 18 dni patrol. Niestety gdyby nie wadliwe torpedy i kilka błędów w obliczeniach, nasze konto byłoby bardziej pokaźne. A tak musieliśmy się zadowolić niszczycielem USS Sturtevant, łodzią rybacką i frachtowcem S.S. John B. Ashe. Niestety skończyły się już czasy szybkich sukcesów i jakiekolwiek zatopienia można uznać za sukces.
Na następny patrol wypłynęliśmy z gustownym "ogródkiem zimowym":
U-486, klasa VIIC,
11 Flotylla Bergen
Realizm 91%
Na drugi patrol wyszliśmy 21 maja 1943 r.
Żmudne patrolowanie w okolicach Scapa Flow początkowo nie przynosiło pożądanych skutków. 25 maja na północ od Inverness, bardzo blisko wybrzeży Szkocji wachtowi zameldowali o kontakcie wzrokowym. Daliśmy szybkiego nura. Okazało się że nadzialiśmy się na starusieńkiego Clemsona. Musieliśmy przyjąć walkę, nie było innego wyjścia - było tak płytko, że nasz okręt niemal szurał kilem po dnie, znajdując się na głębokości peryskopowej. Niszczyciel zaczął nas pingować, na szczęście bomby zrzucał chaotycznie. Zrobił całe jedno kółko. Jedna z torped którą wystrzeliłem niestety chybiła. Podczas robienia zwrotu pomyślałem - "Teraz albo nigdy!!!". Niszczyciel znajdował się w pozycji frontalnej do mojej sterburty. Postanowiłem zaryzykować i posłać mu magnetyka, mimo iż płynął na wprost. Obliczenia okazały się idealne. Clemson zatonął bardzo efektownie:
Niestety troche za późno spostrzegłem się, że tonący niszczyciel płynie prosto na nas! Ster ostro na sterburtę, wypróżnić balast! Nasz okręt wyskoczył na powierzchnię jak piłeczka ping-pongowa. Niszczyciel tylko leciutko otarł o nasz kadłub, powodując niegroźnie przecieki. Uszkodzenia okazały się tak niewielkie, że bez problemu mogliśmy kontynować patrol. Kadłub nie ucierpiał nawet w jednym procencie.
Jak się później okazało, moją ofiarą był jankeski USS Sturtevant.
29 maja jeden z U-Bootów patrolujących podobnie jak my, wody północej Szkocji zameldował o konwoju. Okazało się że jesteśmy ustawieni niemal idealnie! Na ok. pół godziny przed pierwszym kontaktem wzrokowym, niespodziewanie spadła na nas brytyjska Catalina. Daliśmy alarmowego nura i cudem uniknęliśmy uszkodzeń. Za pomocą hydrofonów skorygowaliśmy swoją pozycję tak, że znależliśmy się w samym środku konwoju. Zaiste piękny widok:
Wziąłem na cel T3. Niestety obydwie torpedy okazały się niewypałami Kolejne dwie które wystrzeliłem tak samo!!! Cały konwój przepłynął mi nad głową, nawet nie wiedząc o moim istnieniu. Rufowej nie chciałem marnować, bo za plecami płynęły same tłuste sztuki na których jedna torpeda nie zrobiłaby żadnego wrażenia. Kiedy konwój znikał, wynurzyliśmy się i podjęliśmy pościg. Niestety podchodząc na czoło konwoju wypatrzył nas jakiś bystry wachtowy z okrętów eskorty. Nisczyciel sprzedał nam salwę i trafił od razu pierwszą!!! Alarmowe zanurzenie uratowało nas od niechybnej śmierci. Eskorta zleciała się, ale na szczęście walili na oślep. Wkrótce odpłynęli. Pierwszą salwą zrobili nam niezłe kuku:
Na szczęście kadłub pozostał integralny w 78%, a żadne z urządzeń nie zostało zniszczone.
Kolejne dni nie przynosiły żadnych sukcesów, aż wreszcie 2 czerwca nadzialiśmy się na jednostkę. Niestety była to tylko marniutka łódź rybacka, którą po piracku posłaliśmy na dno kilkoma salwami z działa
Dzień później odebraliśmy kolejny meldunek o konwoju. Tym razem patrolowaliśmy północne wejście morza irlandzkiego u wybrzeży Ulsteru. Liczyliśmy na napotkanie konwojów idących do Liverpoolu i Glasgow. Nie zawiedliśmy się. Ponownie ustawiliśmy się "na hydrofon". Tym razem konwój zygzakował, co było niechybnym dowodem na to, że któryś z naszych dobierał się do niego.
Morze było bardzo burzliwe. Mimo zygzakowania udało nam się storpedować idący w środkowym szyku statek typu Liberty:
Liberty chwiał się jeszcze kilka minut, po czym pogrążył się w odchłani Atlantyku:
Trafiliśmy jeszcze jednego T3, niestety druga torpeda okazała się niewypałem i tankowiec popłynął wraz z resztą konwoju. Statki mocno zygzakowały i wraz ze sternikiem musieliśmy wykazać się małpią zręcznością, żeby nie zostać rozjechanym przez którąś z jednostek, a było blisko!
Niszczyciele wkrótce pojawiły się na miejscu i znowu zaczęły polować. Ale nasz okręt powolutku oddalał się z miejsca zbrodni na 120 metrach. Alianci po raz kolejny walili na oślep, kilka kilometrów od nas.
Ponieważ torpedy były na wykończeniu, postanowiłem udać się w drogę powrotną do Bergen z nadzieją na spotkanie po drodze jakiejś drobincy, bo torpedy zostały już tylko w wyrzutniach rufowych.
7 czerwca zawinęliśmy do Bergen, kończąc trwający 18 dni patrol. Niestety gdyby nie wadliwe torpedy i kilka błędów w obliczeniach, nasze konto byłoby bardziej pokaźne. A tak musieliśmy się zadowolić niszczycielem USS Sturtevant, łodzią rybacką i frachtowcem S.S. John B. Ashe. Niestety skończyły się już czasy szybkich sukcesów i jakiekolwiek zatopienia można uznać za sukces.
Na następny patrol wypłynęliśmy z gustownym "ogródkiem zimowym":
- dragonfly
- Kapitän zur See
- Tonaż: 800.000 BRT
- Dołączył(a): 22.09.03, 12:42
- Lokalizacja: Żagań
Ja wypłynołem własnie na 2 Patrol z Kiel a tak wygląda mój okret sam mostek jest to U-45
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
- kimanU-101
- Tonaż: 48.000 BRT
- Dołączył(a): 08.05.06, 15:04
- Lokalizacja: Gorzno
Kto przegląda forum
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości