1. Skip to Menu
  2. Skip to Content
  3. Skip to Footer>

Konwój na bakburcie

Data utworzenia:
12.07.2017
Autor:
SnakeDoc (tłumaczenie)

Konwój na bakburcie

PK[1] Dr Wolfgang Frank[2]



Unosimy się na głębokości 20,25 metra. Z przedziału dziobowego słychać klekot sterownika[3] silnika elektrycznego sterów głębokości. Odsuwa się zielona zasłona pomieszczenia Dowódcy. "Stary" usiadł na swojej koi i z zaspanymi oczami, wyciągając głowę do przodu rzuca: "Pytam o czas?" - "Godzina piąta".

Oblicza.

"Za dwadzieścia minut wynurzenie". Wiadomość przekazywana jest w kierunku dziobu i rufy. W ustalonym czasie okręt zaczyna się wynurzać. Szumiąc i gwiżdżąc, sprężone powietrze wypycha wodę ze zbiorników balastowych. Długa, stalowa ryba zaczyna kołysać się na falach, w jednej chwili zaczyna być słychać szum morza.

"Okręt na powierzchni", melduje Główny Mechanik - następuje świszczący powiew, strzykanie w uszach, na całym okręcie głębokie zachłyśnięcie świeżym powietrzem, które właśnie wdarło się do wnętrza. Otwarto właz kiosku. Na pomoście już jest "Stary" aby zlustrować wzrokiem cały horyzont. Dookoła czysty widnokrąg, na południu dwie mniejsze kłębiaste chmury. Wachta pomostowa zajęła stanowiska. Oficer wachtowy, podoficer wachtowy, dwóch sygnalistów. Wszyscy z najlepszymi lornetkami. Każdy wypatruje samolotów, statków i śladów torowych torped. Okręt drga delikatnie pod wpływem silników Diesla działających "wolno-naprzód".

Rozpoczęto ładowanie baterii akumulatorów. Dowódca schodzi z pomostu, i aż do śniadania zapada w sen. Gdy tylko zamknął oczy, od razu zasnął. Nie przeszkadza mu hałas w mesie obok, gdzie stołowy rozkłada naczynia do śniadania. Zwyczajne, znajome dźwięki. Gdyby jednak zmieniła się prędkość obrotowa silników albo wystąpił jakiś niezwykły hałas, Dowódca natychmiast znalazłby się w centrali, obudzony przez czuwający skrycie w trakcie snu instynkt.

W pomieszczeniu radiowym, radiowiec rozpoczyna poranną wachtę radiową, zanim jeszcze w pomieszczeniu nasłuchu obok zdjęto z głowy słuchawki. Nie mija kilka minut, gdy bierze lusterko i ogląda wnikliwie swoją rosnącą intensywnie brodę. Tak! To dla niego ważne! Wtem jego ręka zaczyna zapełniać kartkę papieru literami, grupa liter za grupą.

"No, dużo tego dzisiaj" - mruczy do siebie, "zobaczymy co z tego będzie".

W czasie gdy zajmuje się odszyfrowaniem wiadomości, z pomostu nadchodzi meldunek.

"Do Dowódcy, chmury dymu na bakburcie!"

Dowódca podrywa się do góry tak, jak gdyby tylko udawał że śpi, chwyta swoją czapkę a następnie wykręcając i zginając ciało, wielokrotnie wyćwiczonym ruchem przemyka przez właz w grodzi.

"Chmury dymu na bakburcie", meldunek przebiega przez okręt, podczas gdy Dowódca mozolnie wspina się na pomost. Pierwszy Oficer Wachtowy wyciągniętym ramieniem pokazuje na południowy-zachód, gdzie na horyzoncie unoszą się nikłe, czarne nitki dymu.

"Wydaje się, że jest ich więcej" - dodaje, "być może konwój".

Dowódca nie odpowiada, patrzy przez lornetkę.

"Rzeczywiście" - mówi w końcu.

Uśmiecha się.

"Na pokładzie, pospieszyć się z tą kawą! Mamy konwój na bakburcie, idziemy do ataku!".

Z wnętrza kiosku dobiegło głośne powtórzenie rozkazu.

"Obydwa silniki pół-naprzód, sterować tak, aby wyjść przed konwój".

Dowódca schodzi do centrali i zaczyna studiować mapę. Mierzy odległości cyrklem, następnie przekazuje na pomost nowy kurs.

Przez okręt ciągnie się zapach świeżej kawy. W przedziale dziobowym na kojach przycupnęli marynarze z wolnej wachty. Jest tłoczno, ale przyzwyczajenie pozwala o tym zapomnieć. Z przedziału dziobowego dobiegają śmiechy i żartobliwe kłótnie.

W kiosku zbiera się ciągle zmieniająca się grupa palaczy tytoniu – tylko tutaj palenie jest dozwolone. Tutaj, w kłębach dymu, wymieniane są poglądy, plotki i powiedzonka, bez których życie pokładowe jest nie do pomyślenia.

Minęło przedpołudnie, zbyt wolno dla tych, którzy niecierpliwie wyczekują ataku.

Całkiem nieoczekiwanie słychać alarm. Na całym okręcie rozbrzmiewają dzwonki alarmowe, błyskają lampy sygnalizacyjne. Niczym dojrzały owoc z drzewa, do centrali spada dowódca wachty.

"Właz kiosku szczelny".

Zbiorniki balastowe napełniają się wodą, okręt nabiera przegłębienia na dziób, kolumna wody w głębokościomierzu Papenberga podnosi się[4], następnie okręt się zakołysał[5].

"Odgłosy śrub na bakburcie, niszczyciel na bakburcie". "Cisza na pokładzie! Cicha prędkość!" rozkazuje Dowódca. "Zejść na X[6] metrów".

Na pokładzie nie słychać nawet westchnienia.

Tak, teraz niszczyciel jest słyszalny nawet gołym uchem. Jitjitjitjit – obrzydliwe! Teraz brzęczy i hałasuje bezpośrednio nad nami. Jeżeli teraz nie zrzuci bomb głębinowych, jeżeli teraz, teraz, nie zrzuci...

"Odgłosy niszczyciela słabną, przesuwają się do przodu, na bakburtę!"

"Uff!" - mówi Trzeci Oficer Wachtowy. "Gdyby tylko wiedział, że tu jesteśmy..."

Okręt zmienia kurs, wykonuje jeden zwrot i wynurza się. Dookoła czysty horyzont. Teraz z dużą prędkością idziemy na pozycję wyjściową do ataku. Okazjonalnie, na horyzoncie ukazują się czarne chmury dymu pochodzące z konwoju, który wciąż utrzymuje swój kurs.

W końcu pada rozkaz "Na stanowiska zanurzania", i okręt zajmuje pozycję do ataku.

Znów wolno upływają minuty, przerywane lakonicznymi meldunkami.

Co jakiś czas Dowódca przekazuje co widzi przez uniesiony na sekundy peryskop. Naliczył pięć niszczycieli, jeden idący na czele konwoju, jednej po lewej i trzy po jego prawej stronie. W środku "mnóstwo grubych parowców".

Dowódca: "Uwaga przy wyrzutniach! Zalać wyrzutnie dziobowe".

Na pokładzie zapadła całkowita cisza, oczekiwanie i spokój. Każdy ma swoje stanowisko bojowe. Pokrywy zewnętrzne wyrzutni torpedowych zostają otwarte. Ledwie słyszalne głosy torpedystów, szepczących czułe słówka do swoich "Węgorzy".

Niespodziewanie słychać dwie głośne, ostre detonacje. Bomby głębinowe? Czy zostaliśmy dostrzeżeni? Bomby lotnicze?

Głos Dowódcy: "Zejść szybko na X metrów!"

Z szybkością błyskawicy okręt zwiększa głębokość, i wkrótce słyszymy dookoła nas i nad nami łomot i hałas. Konwój przeszedł dokładnie nad nami. Czy zostaliśmy dostrzeżeni? Czy próbują nas staranować? Teraz muszą spaść bomby głębinowe! Ale wciąż jest spokojnie.

"Na peryskopową!"

Okręt powoli się wznosi. Rzut oka przez peryskop pokazuje, że znaleźliśmy się na tyłach konwoju. "Obydwa silniki cała-naprzód! Ster 15° na sterburtę!".

Silniki elektryczne śpiewają i gwiżdżą, ster został wyłożony na burtę, rozkazano przygotować trzy wyrzutnie do strzału, i trzy wyrzutnie zameldowały gotowość. Przez okręt przebiegło radosne "Pal" a następnie marynarze przebiegli do przedziału dziobowego aby wyrównać ciężar wystrzelonych torped. Nieważne są potłuczone kości. Syczenie, buczenie, para wodna która dostała się do wnętrza, strumień przeciekającej wody morskiej, spocone, podekscytowane, promieniujące radością twarze, pochylone nisko, i rozkaz:

"Zejść na głębokość X metrów!"

Okręt szybko zwiększa głębokość, "węgorze" pokonują śmiercionośną drogę w kierunku ostatniej grupy statków konwoju. Wskazówka stopera wciąż biegnie. Pudło? Czy czas już minął?

I wtedy przetacza się eksplozja, głośna, ostra, wstrząsa okrętem. Chwilę później następuje druga. Potem znów zapada cisza.

Pozostajemy w piwnicy[7], od rufy zbliża się niszczyciel. "Wymiatacz", tak go nazywamy, który powinien zabezpieczać konwój od tyłu. Powinien...

"Jak Pan myśli, trafiliśmy?", pyta Dowódca

"Bezapelacyjnie", odpowiada śmiejąc się Mat Torpedysta.

 

 

 

  

[1] Propaganda Kompanie czyli kompania propagandowa.

[2] Wolfgang Frank - korespondent wojenny, urodzony 12 czerwca 1909 roku w Lubece, zmarł 19 lipca 1980 roku w Lubece. Jako korespondent marynarki wojennej (Marineberichterstatter) brał udział w rejsach bojowych na pokładach U 53, U 47 (w 9-tym patrolu bojowym), U 154, U 2511. Autor następujących książek: "Prien greift an" (1942), "Die Wölfe und der Admiral" (1953), "Was war nun wirklich mit Prien?" (1950), "Der Stier von Scapa Flow. Leben und Taten des U Boot-Kommandanten Günther Prien" (1958)", "Schiff 16" (1955).

[3] Większość typów niemieckich U-Bootów posiadało stery głębokości poruszane silnikami elektrycznymi. Aby umożliwić obroty silnika w obydwie strony a także jego prawidłowy rozruch i szybkie hamowanie, w dziobowym i rufowym przedziale, przy każdym silniku znajdował się sterownik przekaźnikowy.

[4] Głębokościomierz Papenberga miał postać szklanej rurki, wewnątrz której znajdowała się woda. Poziom wody w tej rurce wskazywał głębokość zanurzenia okrętu – im większa głębokość, tym kolumna wody była wyższa.

[5] W oryginale "durchgependelt", to "zakołysanie" było manewrem polegającym na niewielkim zwiększeniu przegłębienia okrętu na dziób a następnie na rufę (przed zamknięciem odwietrzników zbiorników balastowych). Miało to na celu usuniecie resztek powietrza z zakamarków zbiorników balastowych. Znajdujące się w zbiornikach balastowych powietrze sprawiałoby bowiem problemy w trakcie zanurzenia: powodując efekt powierzchni swobodnej a także zmieniając swoją objętość w zależności od głębokości powodując zmiany wyporności okrętu.

[6] Wartości osiąganych przez U-Booty głębokości były cenzurowane (reportaż ukazał się w gazecie, która z łatwością mogła się dostać w ręce Aliantów).

[7] "W piwnicy" czyli w zanurzeniu.




Na podstawie:
Die Kriegsmarine, Deutsche Marine-Zeitung (1939)